"Nafciarze i Kapelusznicy": Zapomniana Kultura Picia Eteru na Łemkowszczyźnie

Autor: Mareczek | 22.09.2025

Wchodzisz do zadymionej, łemkowskiej chyży pod osłoną nocy. Gęste powietrze to mieszanina zapachów taniego tytoniu, potu po całym dniu pracy w polu i jeszcze czegoś – dziwnej, słodkawej, chemicznej woni, która wwierca się w nozdrza. W palenisku trzaskają bukowe polana, a w kącie, przy chybotliwym świetle lampy naftowej, siedzi kilku mężczyzn. Ich rozmowy są stłumione, przerywane nerwowym, krótkim śmiechem. To nie jest zwykła karczma. To „kapliczka”, jedno z wielu nieformalnych miejsc, gdzie w XIX-wiecznej Galicji uciekano od rzeczywistości nie za pomocą wódki, ale jej tańszego, potężniejszego i znacznie bardziej niebezpiecznego krewnego – eteru.

Dwa Światy Galicji: Likier dla Panów, „Kropka” dla Chłopów

Aby zrozumieć fenomen „eteromanii”, trzeba zobaczyć dwa obrazy. Pierwszy to salon we Lwowie lub Krakowie, gdzie elita intelektualna i finansowa Cesarstwa Austro-Węgierskiego delektuje się francuskimi likierami, dyskutując o polityce i sztuce. Drugi obraz to surowy krajobraz Beskidu Niskiego – świat ubogich łemkowskich wsi i pierwszych szybów naftowych, gdzie szczytem luksusu i jedyną ucieczką od wszechobecnej „nędzy galicyjskiej” był mały kieliszek samogonu wzmocniony kilkoma kroplami aptecznego specyfiku.

Dla tamtejszych chłopów i robotników eter nie był fanaberią. Był desperacką odpowiedzią na brutalne realia ekonomiczne. Wódka, obłożona pańskim prawem propinacji, była droga i często fatalnej jakości. Eter był tani, legalny i piekielnie skuteczny.

Narodziny „Alkoholu Ubogich”

Wszystko zaczęło się w aptekach. To tam, jako lek na serce i dolegliwości żołądkowe, sprzedawano „Krople Hoffmanna” – oficjalnie zarejestrowaną mieszaninę eteru i alkoholu. Ludność wiejska szybko odkryła, że kilka kropel dodanych do kieliszka wody lub wódki daje efekt nieporównywalnie silniejszy niż sam alkohol. Działało natychmiast, dawało potężną falę euforyczną i, co równie ważne, powodowało znacznie krótszego „kaca”, pozwalając wrócić do ciężkiej, fizycznej pracy następnego dnia. W ten sposób narodziła się słynna „kropka”.

Kultura i Język Eteromanii

Wokół nowej używki błyskawicznie narodził się cały folklor. Powstały nieformalne, wiejskie miejsca spotkań i dystrybucji, ironicznie nazywane „kapliczkami”. Były to często zwykłe chaty, gdzie pod osłoną nocy można było kupić porcję eteru i spożyć ją w towarzystwie. Te XIX-wieczne, ukryte w lasach „speakeasies” stały się centrum życia towarzyskiego, miejscem wymiany plotek i chwilowego zapomnienia.

To był prawdziwy rytuał. Jeden z biesiadników, pełniący rolę ceremoniarza, ostrożnie dolewał kilka kropli eteru do kieliszka z wodą lub wódką. Reszta w milczeniu obserwowała, jak na powierzchni cieczy pojawia się opalizująca, oleista warstwa, a w powietrze unosi się pierwszy, słodkawy opar. Dopiero wtedy trunek był gotowy do szybkiego wypicia.

Spożycie „kropki” było intensywnym doznaniem: najpierw ostre, chemiczne uderzenie w gardło, po chwili złagodzone słodyczą soku malinowego, a na końcu fala gorąca rozchodząca się błyskawicznie po całym ciele, zwiastująca nadejście euforii.

Moralna Panika i Głos z Miasta

Zjawisko nie umknęło uwadze elit i prasy, która regularnie donosiła o nowej „pladze”. Ówczesne gazety, pełne moralnego oburzenia, malowały przerażający obraz skutków eteromanii, często mieszając fakty z uprzedzeniami. W jednym z galicyjskich dzienników można było przeczytać sparafrazowaną opinię lekarza:

„W tych odległych wsiach, wieśniacy, zamiast szukać pocieszenia w modlitwie, oddają się zgubnemu nałogowi picia aptecznych trucizn. Prowadzi to do całkowitego upadku moralności, zaniku sił witalnych i zdrowia publicznego. Twarze ich stają się ziemiste, a oczy szkliste i bezmyślne.”

Narastająca panika społeczna doprowadziła w końcu do reakcji władz. Najpierw austriackich, a po odzyskaniu niepodległości – polskich. Ustawy z 1923 i 1928 roku zakazały wolnej sprzedaży eteru, oficjalnie klasyfikując go jako narkotyk i spychając zjawisko do głębokiego podziemia.

Zmierzch i Zapomniane Dziedzictwo

Delegalizacja, dwie wojny światowe i gwałtowne zmiany społeczne w połowie XX wieku sprawiły, że eteromania praktycznie zanikła, stając się zapomnianym rozdziałem w historii polskiej wsi. Dziś wspominana jest głównie jako historyczna ciekawostka, barwny, choć i tragiczny element folkloru Karpat.

Pozostaje jednak pytanie, które warto sobie zadać, patrząc na ten fenomen z perspektywy czasu. Czy eter w Karpatach był tylko desperackim krzykiem biedoty, czy może zapomnianą, proto-klubową używką XIX-wiecznej wsi?