Sporysz, czarownice i piwo – historia psychodelików w średniowiecznej Europie

Autor: Mareczek | 21.09.2025

Wyobraź sobie średniowieczną wioskę, spowitą mgłą i strachem. Ludzie padają ofiarą tajemniczej plagi – ich kończyny czernieją i odpadają, a inni w konwulsjach krzyczą o demonach, ogniu pełzającym pod skórą i nocnych lotach na sabat. Brzmi jak opis piekła na ziemi, ale to nie fantazja, a udokumentowana historia. To opowieść o tym, jak ukryte w zbożu i dzikich ziołach psychodeliki mogły przez wieki kształtować europejskie wierzenia, podsycając lęk przed czarownicami i napędzając jedne z najmroczniejszych kart w historii kontynentu.

Ogień Świętego Antoniego: Plaga z piekła rodem

Średniowiecze regularnie nawiedzała przerażająca choroba, znana jako "Ogień Świętego Antoniego" lub ergotyzm. Wywoływał ją sporysz – przetrwalnik grzyba (buławinki czerwonej), który porastał głównie żyto, podstawę diety biedniejszych warstw społecznych. Choroba miała dwie straszliwe twarze. Pierwsza, zgorzelinowa, zwężała naczynia krwionośne, prowadząc do gnicia i bolesnego odpadania kończyn. Druga, konwulsyjna, atakowała układ nerwowy.

Kronikarze opisywali jej ofiary z przerażeniem. Ludzie tarzali się po ziemi w niekontrolowanych drgawkach, ich mięśnie wykręcały się w bolesnych spazmach. Do tego dochodziły żywe, często koszmarne halucynacje, mania i psychoza. Jedna z relacji z 994 roku z Francji opisuje: "Wielka plaga spuchniętych pęcherzy trawiła ludzi, tak że ich kończyny, sczerniałe jak węgiel, odpadały od reszty ciała. Wielu krzyczało w agonii, czując niewidzialny ogień, który ich pożerał." To właśnie ten "wewnętrzny ogień" dał chorobie jej nazwę.

Halucynacje, demony i procesy o czary

Dziś wiemy, że alkaloidy sporyszu, z których Albert Hofmann zsyntetyzował później LSD, są potężnymi psychodelikami. Dla ludzi średniowiecza jedynym wyjaśnieniem tak przerażających objawów była interwencja sił nadprzyrodzonych. Stąd już tylko krok do hipotezy, że wiele oskarżeń o czary mogło mieć swoje źródło w zatruciu sporyszem. Szczególnie sugestywne są relacje z procesów czarownic w Salem w 1692 roku, gdzie młode dziewczęta oskarżające sąsiadów opisywały objawy uderzająco podobne do ergotyzmu konwulsyjnego: uczucie bycia kłutym szpilkami, dławienie, drgawki i przerażające wizje.

Czy cała wioska mogła paść ofiarą masowego zatrucia, a ich psychozy i halucynacje zostały zinterpretowane jako dowód na pakt z diabłem? Choć teoria ta jest przedmiotem debaty, zbieżność objawów jest niepokojąca i rzuca nowe światło na psychologiczne podłoże "polowań na czarownice".

"Latające maści" i moc psiankowatych

Jednak nie tylko sporysz odpowiadał za odmienne stany świadomości w dawnej Europie. Folklor jest pełen opowieści o czarownicach przygotowujących maści, które pozwalały im latać na miotłach na sabat. Choć brzmi to jak bajka, ma solidne podstawy farmakologiczne. Kluczowymi składnikami tych mikstur były rośliny z rodziny psiankowatych, takie jak lulek czarny, pokrzyk wilcza jagoda i bieluń dziędzierzawa.

Rośliny te zawierają silne alkaloidy tropanowe (atropinę, hioscyjaminę, skopolaminę), które po wtarciu w błony śluzowe wywołują stan delirium: potężne, realistyczne halucynacje, amnezję i, co kluczowe, wrażenie latania lub opuszczania ciała. Przygotowywane na bazie tłuszczu maści pozwalały ominąć toksyczne działanie na układ pokarmowy i dostarczyć substancje wprost do krwiobiegu, potęgując ich psychodeliczny efekt.

Gruit: Zaginione psychodeliczne piwo

Zanim chmiel zdominował europejskie browarnictwo, przez setki lat piwo doprawiano mieszanką ziół zwaną gruitem. Jej skład był często lokalnym sekretem, ale najczęściej zawierała krwawnik pospolity, bylicę pospolitą oraz bagno zwyczajne. Wiele z tych roślin miało właściwości psychoaktywne, inne, jak bagno, były wręcz toksyczne i odurzające.

Piwo na gruicie mogło mieć działanie stymulujące, euforyzujące, a nawet lekko psychodeliczne – zupełnie inne niż usypiające i uspokajające właściwości chmielu. Przejście na chmiel w późnym średniowieczu nie było tylko kwestią smaku czy lepszych właściwości konserwujących. Chmiel, w przeciwieństwie do ziół z gruitu, tłumił popęd seksualny i uspokajał, co było na rękę zarówno władzy kościelnej, jak i świeckiej, dążącej do kontroli nad społeczeństwem. Zastąpienie gruitu chmielem było więc aktem politycznym – sposobem na "ucywilizowanie" piwa i odebranie mu jego dzikiego, pogańskiego ducha.

Od magii do medycyny

Historia enteogenów w Europie to opowieść o tym, jak niezrozumiane zjawiska farmakologiczne kształtowały kulturę, religię i prawo. Substancje, które kiedyś przypisywano diabłu lub magii, dziś stanowią podstawę współczesnej medycyny. Alkaloidy sporyszu doprowadziły do syntezy LSD i leków na migrenę, a skopolamina z roślin psiankowatych jest używana w leczeniu choroby lokomocyjnej. Ta długa droga, opisana m.in. w klasycznej już pracy "The Road to Eleusis" Wassona, Hofmanna i Rucka, pokazuje, że granica między trucizną, narkotykiem a lekarstwem zawsze była jedynie kwestią dawki, wiedzy i intencji.